piątek, 29 października 2010

Broimy!

Przepraszamy za ciszę w eterze. Siedzieliśmy pod kanapą, przewracaliśmy kartony, prychaliśmy na olej rzepakowy... To było niekocie kilka dni.

Duża nie daje mi włazić na swoje biurko - nie jestem do końca pewien, czy to dlatego, że wylałem ten gorący, palący się zielonkawy płyn, którego ślady dalej są na mojej tylnej łapce; czy dlatego, że potem byliśmy u dziwnego faceta w bieli z ziiiimnym stołem który kazał sobie zapłacić za stwierdzenie, że Duża jest panikarą i nic mi nie jest; czy dlatego, że regularnie podkradam jej kawałki drucików i okrągłe stukotliwe przedmioty, które trzyma w przejrzystych kontenerkach koło stołu i czasem wyjmuje, kiedy myśli, że nie patrzę.

Dużego ostatnio cały czas nie ma, a Duża cały czas śpi. A jak są i nie śpią, to są zajęci i mają dla mnie mało czasu. Dzisiaj nawet nie dali mi mokrego, twierdząc, że jestem 'szerszy niż dłuższy' - chyba nie zauważyli, jak długi mam ogon. Żartują sobie, prawda? Nakarmią mnie jeszcze kiedyś?

Nie wiem czemu oboje Duzi upierają się na smarowanie mojej łapki olejem. Smakuje to paskudnie, a przecież moja sierść i tak już wygląda okropnie przez ten płyn który mi się do niej przyczepił! Dobrze, że przynajmniej już nie utykam, bo to było szalenie denerwujące. Duża mówi, że to 'wosk' zalepiał mi poduszeczki w tylnej łapce i dlatego ślizgałem się po całym pokoju. W sumie nawet nie bolało (natychmiast zamoczyli mi łapkę w zimnej wodzie, co, choć okropne i niekocie, muszę przyznać, pomogło na palący ból) - po prostu wkurzało jak niewiemco. Nadal nie mogę wylizać resztek tego 'wosku' z sierści - ale przecież nie dam sobie pomóc, nie? To dopiero by było niekocie...

Duża mówi, że robi 'aukcję charytatywną' w podziękowaniu dla 'Fundacji' za zaopiekowanie się mną zanim Ona mnie 'adoptowała'. Hm, nie do końca rozumiem, jak to działa, ale wiem, że chodzi o pomoc innym kociakom - więc pomysł mi się podoba =^.^=

Duży marudzi, że najbliższe 3 dni będą trudne - pewnie chodzi o tą całą 'przeprowadzkę'. Zobaczymy, co z tego wyniknie dla mnie.


Osoby zainteresowane wsparciem finansowym krakowskiego oddziału fundacji Alarmowy Fundusz Nadziei na Życie mogą być zainteresowane akcją charytatywną, którą na ich rzecz rozpoczęłam kilka dni temu na Picasie.
Działa to tak - ja robię biżuterię z własnych materiałów, osoby chcące pomóc mogą ją kupić - wszystkie wpłaty (poza kosztami przesyłek w wypadku osób spoza Krakowa) pójdą na konto Fundacji. Może i z racji bycia studentami nie możemy wspomóc AFN finansowo, ale przynajmniej moje doświadczenie biżutkowe i kilka godzin robocizny na coś im się przydadzą :)

Jak na razie uzbieraliśmy koło 100zł już przelanych, i niemal 200zł w rezerwacjach (czekam na przelewy) - do sprzedania pozostało jeszcze ponad 70 par kolczyków, a kolejna partia czeka na swoją kolej. Zapraszam do PRZEGLĄDANIA i składania ofert - najlepiej na mail kocuria (at) gmail.com.

Pomóż AFN pomagać kociakom takim, jak Karmel!

sobota, 23 października 2010

Akceleracja

















Próba uchwycenia Karmelotka w akcji :)

Dzwoneczek?!

Duża oszalała.

Założyła mi paskudne zielone coś, co gryzie mnie w szyję i koło łapek. I jakby to nie wystarczyło - to coś ma dzwoneczek. Taki żółty. Brzęczący. Co ja, zabawka, czy kocur?

No poważnie...

Duzi się dzisiaj cieszą, bo znaleźli 'nowy domek'. Mówią, że będzie cieplej, więcej miejsca i nowi fajni ludzie. Mówią, że będę miał 'własną łazienkę' - nie rozumiem, co jest nie tak z moją śliczną kuwetką... Właściwie nie wiem, czy chcę się stąd wyprowadzać - piec jest takim fajnym miejscem do krycia się, a w nowym domu ma być coś, co nazywają 'kaloryferem'. Hmmm?

W praktyce, 'przeprowadzka' oznacza duuużo toreb i torebek, w których mogę rozrabiać! To dobrze - bo nie wiem czemu, Dużą irytuje jak skaczę po jej brzęczących pudełkach pełnych błyszczących zabawek. A dzisiaj wkurzyła się, że bawiłem się ich 'brudnymi' rzeczami w takim dużym pomarańczowym koszyku. Ja tam nie widzę w nich nic brudnego - są wygodne, miękkie i pachną moimi Dużymi, o co jej chodzi?

No dobra, może rozrzucanie tych małych woreczków które nosi na stopach nie było najfajniejsze, ale... Jeśli coś jest małe i miękkie, to jak mogę tego nie poturlać?

Trochę się bałem, że chcą mnie oddać, gdy zaczęli mówić o 'nowym domu' - na wszelki wypadek nie schodzę im z kolan od tego czasu. Na szczęście Duży wygłaskał mnie i powiedział, że jadę z nimi. Mam fajnego Dużego!

Tylko co to znaczy 'jechać'?

wtorek, 19 października 2010

Miauk?

Dzisiaj w nocy było inaczej niż zwykle... Niby to dopiero moja trzecia noc tutaj, ale przecież wiem, kiedy coś się dzieje?

Duzi cały dzień siedzieli w domu, wydając dziwne odgłosy – brzmi to trochę jak przeziębiony kot, czyżby ktoś zostawił ich na deszczu na ulicy? - więc mogłem im w pełni zaprezentować, jakim cudownym kociakiem jestem! Wspinałem się po firankach, czyściłem talerze po obiedzie, pilnowałem drzwi, żeby nikt nas nie ukradł... Odkryłem też ciekawą rzecz – Duża też je mokrą karmę z puszki! Nie wiem czemu Duży nie dał mi się poczęstować – fakt, że na opakowaniu było jakieś ptaszysko, a nie kociak, jak na moich puszkach... Mam jednak wrażenie, że coś się kroi, Duża na pewno podjada MOJE jedzonko! A przecież mój brzuszek jest tylko dwa razy większy ode mnie?...

Wieczorem było mnóstwo hałasu – dziwni Duzi Zza Ściany szumieli maszynką wciągającą... Nagle moja Duża usiadła na swoim wielkim żółtym legowisku (którego nie lubię, paskudnie szumi, fuj!) i zaczęła jej cieknąć woda z oczu. Natychmiast przybiegłem (no może i podjada moje jedzonko, ale przecież głaszcze i fajnie się na niej śpi przecież) i próbowałem wylizać tą dziwną wodę – okazała się niedobra w smaku. Dziwne, prawda?

A teraz moja Duża całą noc siedzi przy tym dziwnym świecącym czymś, czym nie pozwalają mi się bawić i wertuje jakąś książeczkę (bardzo smaczną zresztą, próbowałem!) z masą dziwnych znaczków. Hm, zazwyczaj Duzi śpią kiedy ja buszuję, co się dzieje? Przecież nie mogę w spokoju zwiedzać swoich mrocznych kocich zakątków, jak ona stuka w ten dziwny przedmiot i mnie głaszcze? Ej...

Wygląda na to, że mój Plan Podboju Pieca (nazywam go w skrócie trzy-pe, bardzo mi się ta tajemna kocia nazwa podoba!) musi zostać przełożony na inną noc, kiedy Duzi nie będą przeszkadzać. Na razie zajmę się ssaniem swetra Dużej i sprawianiem zwykłych pozorów niewinnego kociątka. Może jeśli zepsuję świecący stukający coś, to się ze mną pobawi?

poniedziałek, 18 października 2010

Alien vs Piec

Lup.
Drap drap drap. Skrobu skrob. Prrrrrych.
Lup!
Skrobu skrob. Drap.
Lup!

Z zakatarzonego, bezmozgiego zamyslenia wyrwal nas lomot i skrobanie - w sumie norma, maly kociak...
Jednak to, co zdarzylo sie potem, normalne chyba nie bylo - dzikie charczenie przypominajace wilczura opanowanego przez obcych... Rozgladamy sie w panice - kolo pieca stoi cos, co minute temu uwazalismy za Nasze Urocze Kociatko, uszy po sobie, ogon w szczotke i demonicznie swiecace oczy...

Nie jestem pewna, czy dzisiaj zasne ;)

Dramatis Personae, czyli Koty Dramatu

Nie sposób nie zgodzić się z Małgosią - Karmel jest kotem wyjątkowym. Karmel Zna Swoje Miejsce w Świecie. 

Karmel podbija serca będąc jednocześnie potworną gapą. Gdy zeskakuje na podłogę, pierwszą reakcją jest 'Co ZNOWU zrzucił?!' - łomot i łopot, jaki wydaje spadający Karmel, są zdecydowanie nieproporcjonalne jak na 5-miesięczne kocię ważące coś w okolicy kilograma...

Karmel cały czas mruczy, chyba, że śpi - tak jak Olga Tatiana, zwana też Dużą, nie opanował jeszcze umiejętności wykonywania dwóch czynności naraz. Nie potrafi też iść ziewając - obalona została teoria, że O.T. jest jedyną istotą na świecie obarczoną tą komiczną przypadłością.

Karmel nigdy nie drapie ani nie gryzie, chyba, że walczy o życie (czyli równowagę) - traf niestety sprawił, że Karmelotek poczucia równowagi nie ma za grosz, więc ręce i nogi Dużej są już całkiem artystycznie pokiereszowane (no bo co się kociak będzie przejmował, że skacze na książkę która nie utrzyma jego ciężaru?). Do wesela się zagoi - pytanie brzmi, czyjego.

Karmel jest najsłodszym, najbardziej rozmruczanym i przytulaśnym kotem pod Wawelskim Czakramem. Śpi Tomaszowi Jakubowi (zwanemu Dużym) na tętnicy szyjnej, poluje na nieistniejące muchy i wspina się po kaflach na piec (spadając z radosnym łomotem i przybierając minę typu 'ależ to było planowane, phi!'). Jak do tej pory nie upolował żadnego pająka, ale to chyba dlatego, że T.J. go wyprzedził... Nie daje się kociakowi wykazać, egoista ;)

Karmelotek urodził się w maju. Po kilku tygodniach jakiś zwyrodnialec wyrzucił go z domu - i tu do Karmelickiej historii wkracza Małgosia, która uratowała świat od niechybnego zamiziania na śmierć przez spragnione człowieka kocię. Podobno Karmel na sam dźwięk 'kici kici' pojawił się galopkiem na horyzoncie i mało nie rozbił sobie paszczy o transporterek z entuzjazmu. Małgorzata zwana Wspaniałą podleczyła kocię, wymiziała, wypieściła i umieściła ogłoszenie, które podbiło serce Dużej. Następnie kociak we własnej osobie podbił serce Dużego (prawdopodobnie gapciowatością, której obaj mają w nadmiarze). A potem...

A potem zaczęła się historia Kota Karmela w Miodowym Krakowie.

Zdjęcie z września, z akcji zbierania funduszy na fundację AFN (pod której opieką znajdował się Karmiś) na krakowskich Błoniach - chwilowo oboje Duzi cierpią na paskudny katar i nie mają siły próbować zrzucić kota z kolan, by go ładnie upozować. Przyjdzie jeszcze i na to czas :)

Oto główny bohater komedii: